Przewlekłe postępowania. Skomplikowane procedury. Korupcja. Zbyt niskie kary dla najgroźniejszych przestępców. To najczęściej wymieniane w badaniach opinii publicznej zarzuty wobec polskiego wymiaru sprawiedliwości. Są zresztą bardzo skrupulatnie podejmowane przez przedstawicieli obecnego rządu i służą jako uzasadnienie do nabierającej na naszych oczach kształtów „reformy” sądów.
Zajmiemy się nimi wszystkimi po kolei, jednak na początek krótka retrospekcja.
2 grudnia 2015 – Korzystając z zamętu wokół wyboru pięciu sędziów do Trybunału Konstytucyjnego przez sejm poprzedniej kadencji, obecna większość unieważnia ich wybór, powołując równocześnie własnych kandydatów na ich miejsce. Ponieważ tylko dwóch uprzednio wybranych sędziów zostało wybranych nielegalnie (co potwierdza późniejszy wyrok TK z 9 grudnia), pozostali trzej powinni zostać zaprzysiężeni. Tak się jednak nie dzieje, ich miejsca zajmują wybrani nielegalnie tzw.: dublerzy. Wszystkie najważniejsze gremia prawnicze protestują.
Następnie pojawiają się kolejne ustawy o TK (będzie ich w sumie 7), a wprowadzane przez PiS zmiany w Trybunale zaczynają krytykować także ciała zagraniczne, min.: Komisja Wenecka. Ostatecznie Komisja Europejska wszczyna wobec Polski procedurę kontroli praworządności. Przedstawiciele rządu twierdzą że zmiany w TK usprawnią jego pracę i przyczynią się do wprowadzenia pluralizmu i „dekomunizacji” trybunału (wyjątkowo ciekawe określenie w ustach sprawozdawcy posła Piotrowicza, byłego prokuratora w stanie wojennym).
Ostatecznie, 20 grudnia 2016 po wygaśnięciu kadencji dotychczasowego prezesa TK, prof. Andrzeja Rzeplińskiego, PiS przejmuje władzę nad Trybunałem. Andrzej Duda powierza obowiązki prezesa wybranej przez PiS Julii Przyłębskiej. Dopuszcza ona do orzekania dublerów, pomimo iż ich obecność w składach orzekających czyni orzeczenia nieważnymi.
Jakie są efekty owej „dobrej zmiany” w Trybunale? Tempo rozpatrywania spraw, faktycznie już wcześniej niskie, spadło niemal do zera (od 21 grudnia 2016 do 28 lutego 2017 nie zapadł żaden wyrok). I to pomimo systematycznego zmniejszenia ilości pytań płynących ze strony zwykłych sędziów, którzy zwyczajnie nie potrzebują nieprawomocnych orzeczeń. Jednak ta sytuacja nie przeszkadza w mówieniu o konieczności wprowadzania kolejnych tego typu zmian.
Wróćmy teraz do przytoczonych na początku zarzutów wobec sądów powszechnych.
Przewlekłe postępowania – prawda.
I wiele osób myśli następująco: przecież szybkość rozpatrywania sprawy zależy od sędziego – zatem to wina sędziów że postępowania ciągną się długo. I tu warto przytoczyć pierwsze dane. Mianowicie, co dla wielu może być zaskoczeniem w latach 2012 – 2015 liczba spraw załatwianych przez sądy systematycznie rosła. Nie przekładało się to jednak na skrócenie czasu oczekiwania na orzeczenie, ponieważ równocześnie wzrastała ilość spraw wpływających do sądów. Tendencja zmieniła się dopiero z nadejściem roku 2016 – liczba spraw niezałatwionych wzrosła o 6% w porównaniu do poprzedniego roku.
Skąd nagle ta … zmiana?
Otóż właśnie, są to pierwsze efekty chaosu w sądownictwie, który stopniowo schodzi na niższe szczeble i zaczyna dotykać wszystkich obywateli.
Skomplikowane procedury – prawda.
Kłopot w tym, że podobnie jak w przypadku ustalania wysokości kar za dane przestępstwo, procedury sądowe nie są ustalane przez sędziów. Oni je jedynie egzekwują, zaś sam kształt owych procedur ustalają parlamentarzyści, tj.: posłowie i senatorowie.
Pozostało omówić zagadnienie korupcji.
Same nasuwają się tutaj słynne wypowiedzi, np.: Zbigniewa Ziobro o tym że korupcja w sądach jest faktem (powołał on nawet specjalny pion prokuratury który ma za zadanie jedynie ścigać korupcję w sądach), czy Lecha Morawskiego o korupcji wśród sędziów, i to nawet w Sądzie Najwyższym i TK (nawiasem mówiąc Lech Morawski został wybrany przez PiS do TK, więc można by zacząć snuć domysły skąd sędzia owe informacje posiada…). Natomiast odnosząc się do faktów – w Polsce mamy ok. 10 tys. sędziów. W sprawie korupcji toczy się obecnie …
…jedno postępowanie.
Ale to nie ma żadnego znaczenia, bowiem chodzi o utrzymanie pewnego stereotypu – obecna większość parlamentarna chce, by sędziowie byli postrzegani jak najgorzej, bo w takiej atmosferze łatwiej będzie przeprowadzić zapowiedzianą już reformę KRS, w ramach której prawdopodobnie dojdzie do nielegalnego wygaszenia kadencji przynajmniej części jej członków.
Prawdziwa reforma sądownictwa koncentrowałaby się na zwiększeniu cyfryzacji Polskich sądów, na bardziej efektywnym wykorzystaniu pracy sędziów, czy choćby na zwiększeniu udziału mediacji w rozwiązywaniu sporów.
Niestety, dzisiaj chodzi wyłącznie o wymianę kadr – taką, by władza w sądach przeszła w ręce słabych i podatnych na wpływy. Obecnie, gdy Trybunał Konstytucyjny już de facto nie istnieje, jedyną instytucją która może jeszcze prowadzić wiarygodną wykładnię prawa jest Sąd Najwyższy.
Zapewne duża część obywateli uważa te rozważania za czysto teoretyczne i bez wpływu na ich życie. Nic bardziej mylnego.
Niech za przykład posłuży pewna głośna ostatnio sprawa:
Marek Jarocki mieszka w Tychach, gdzie prowadzi firmę transportową. Jego tiry jeżdżą po całej Europie, ma żonę i dwójkę dzieci. Poprosił on Trybunał o rozpatrzenie pewnej sprawy budzącej wątpliwość natury konstytucyjnej (pytanie odnosiło się do tego, czy można zostać ukaranym za nieskładanie zeznań obciążających członków rodziny). Jego skarga została odrzucona, jednak decyzje w tej sprawie podjęli właśnie tzw.: dublerzy. W tej sytuacji w sądzie powszechnym złożył pozew przeciwko Trybunałowi Konstytucyjnemu, zarzucając, że orzeczenie w jego sprawie wydały nieuprawnione do tego osoby. Ponieważ adwokat reprezentujący w sprawie trybunał otrzymał pełnomocnictwo od Julii Przyłębskiej, co do której wyboru na stanowisko prezesa trybunału zachodzą poważne wątpliwości, prowadzący sprawę sędzia Wojciech Łączewski podjął decyzję o jej odroczeniu, do momentu aż wypowie się Sąd Najwyższy. Co usłyszał od wiceministra sprawiedliwości? Że jego zachowanie jest skandaliczne, a wobec niego zostaną wyciągnięte konsekwencje co najmniej dyscyplinarne.
Ale ta sprawa to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Każdy z nas może się dziś znaleźć w sytuacji konfliktu z politykiem, lub znajomym polityka związanego z rządem. Może nawet ktoś podzieli los 21 letniego Sebastiana, który w kilka godzin po zderzeniu z limuzyną rządową został okrzyknięty winnym całego zajścia. W takiej sytuacji jedynym na co może liczyć zwykły obywatel, jest niezawisły sąd.
Praca sędziego nigdy nie była prosta.
Sędzia musi rozpoznać sprawę, wydać właściwy wyrok, dodatkowo licząc się z możliwością zemsty ze strony osób przegrywających postępowania (co roku notuje się wiele pogróżek wobec sędziów, czasem nawet fizyczne napaści). Ale dzisiaj każdy sędzia któremu przyjdzie rozstrzygać sprawę związaną z polityką, będzie poddany testowi odwagi i godności. Pozostaje nam mieć nadzieje, że znajdzie się dość takich sędziów jak choćby wspomniani już Wojciech Łączewski, Andrzej Rzepliński, czy prezes Sadu Najwyższego Małgorzata Gersdorf. Takich, którzy nie pozwolą się zastraszyć.
Jednak każdy, nawet najbardziej wytrwały człowiek potrzebuje wsparcia. Bo i kto będzie chciał walczyć, jeśli ze strony społeczeństwa płynąć będzie jedynie zobojętnienie? I tutaj pojawia się obszar w którym każdy może przyczynić się do obrony niezawisłości sądów. Na forum internetowym gdzie rozlewa się fala hejtu. W rozmowie ze znajomym, który na co dzień nie interesuje się wymiarem sprawiedliwości. Na manifestacji w obronie konstytucji. Wszędzie możemy swoją argumentacją, postawą czy samą obecnością odciążyć nieco tych którzy będą się w najbliższym czasie narażać władzy, wydając zgodne ze swoim sumieniem wyroki.
XVIII wieczny filozof Edmund Burke powiedział kiedyś, że aby zło zatriumfowało, wystarczy by dobrzy ludzie nic nie robili. I właśnie na to nie wolno nam sobie teraz pozwolić. Nie wolno nam zostawić sędziów samych.
Paweł Dobrosz – Młodzi .Nowocześni